Można powiedzieć, że rolki Swell narodziły się z popiołów. W latach (mniej więcej) 2010-2015 firma Powerslide podjęła próby wprowadzenia na rynek całej gamy rolek opartych o nową konstrukcję buta, która rezygnowała z tradycyjnego wiązania. Nowe rolki miały być przeznaczone dla osób, które stawiają sprzętowi wyższe wymagania i chcą czegoś bardziej high-end, jednak nie chcą inwestować w np. carbonowe buty. W ten oto sposób, światło dzienne ujrzały rolki Vi – w pierwszym sezonie ich obecności na rynku zwane Virus. Tak, niemiecka firma ma piętę achillesową w postaci nazewnictwa.
Powerslide Vi były oparte o sztywną bazę z plastiku wzmocnionego włóknem szklanym, były pierwszymi rolkami w których pojawiły się termoformowalne linery z oznaczeniem MyFit (wtedy jeszcze nie była to oddzielna linia produktowa, tylko slogan marketingowy informujący o możliwości „grzania”) oraz miały najprawdopodobniej najbardziej absurdalne wiązanie typu BOA w historii rolek. Co ciekawe, Powerslide chcieli w zasadzie jednym butem „załatwić” wiele kategorii jazdy na rolkach: jazdę fitness, szybką, freeskate a nawet off-road.
Góra buta była po prostu klapką, mocowaną na zawiasie z przodu, a całość oplatały linki. Owa klapka miała w założeniu dociskać stopę od góry, po zaciągnięciu stalowej linki za pomocą pierścienia.
Taka piękna katastrofa.
I była całkowitą porażką – pierwsze Vi były zbyt niskie w placach, tuż przy zawiasie, przez co przy zaciśnięciu linek wymaganym do unieruchomienia stopy, dosłownie zgniatały je sprawiając początkowo dyskomfort, a bardzo szybko ból. W zasadzie w tych rolkach można było jeździć tylko mając wysokie podbicie stopy, dzięki któremu kąt rozwarcia zawiasu był większy, co przekładało się na mniejsze ściśnięcie palców.
Ten błąd szybko poprawiono, jednak pozostał inny problem. Powerslide są znani z nastawienia na osiągi i kontrolę, często wypuszczają rolki wąskie – w przypadku Vi to zjawisko było posunięte do ekstremum. Niemcy przeszli samych siebie, do tego stopnia, że wręcz zalecali termoformowanie tych rolek – i to nie tylko linera, ale także skorupy! Dodatkowo, pierwsze serie Vi były nawet węższe, niż miały być w założeniach, ze względu na problem w procesie technologicznym – plastikowe elementy wyciągane z form wtryskowych były chłodzone zbyt szybko i nadmiernie się kurczyły.
Głównodowodzący w firmie, Matthias Knoll, wierzył w ten projekt i podjął próby ratowania go. Skorupa Vi została poszerzona w kluczowych obszarach, a i wiele mniejszych niedoróbek zostało naprawionych. Powerslide w końcu udało się wyprowadzić te rolki na prostą - nie katowały już kostek, a jazda w nich nie groziła martwicą tkanek miękkich palców u stóp. Pojawiły się także tańsze modele, w których twardą klapkę zastąpiono miękką osłoną montowaną na rzepach.
Jednak było już za późno – reputacji Vi nie dało się uratować. Rolki okazały się klapą sprzedażową i zdrowy rozsądek wziął górę nad idealizmem. Trzeba było zgasić światło. Sporo par Vi spędziło czas w czyścu wyprzedaży przez całe lata, a po pewnym czasie wiele sklepów obniżało ich ceny do poziomu, przy którym ponosiły straty, żeby mieć je zwyczajnie z głowy.
Nie myślcie, że Vi były najgorszymi rolkami pod słońcem - nawet w pierwszej wersji, jeżeli komuś pasowały na stopy, to jeździło się w nich super. Były jednak obarczone zbyt wieloma problemami wieku dziecięcego, zaliczyły falstart i przez to nigdy nie udało się firmie przekonać do nich publiki.
Tak oto Powerslide zostali z formami wtryskowymi od Vi. Ciężko powiedzieć, czy inwestycja w nie zwróciła się im na tamtym etapie. Faktem jednak jest, że firmy nie decydują się na zrezygnowanie z własnych form zaledwie po kilku latach, właśnie ze względu na kwestie ekonomiczne. Górna klapka została porzucona z oczywistych względów – idea z zawiasem była spalona. Jednak cholewka oraz skorupa im się jeszcze przydały.
Powerslide Swell - nowa generacja rolek fitness!
Powerslide wzięli wyżej wspomniane „twarde” elementy z Vi, nieco je przerobili i zakasali rękawy aby zrobić z nich (w końcu) sensowne rolki. Tym razem nie porywali się z motyką na słońce i nie chcieli stworzyć jednego buta do kilku różnych dyscyplin – postawili sobie za cel stworzenie wysokiej klasy sprzętu do jazdy fitness.
Nie byliby jednak sobą, gdyby nie wybrali dla nich nazwy co najmniej kontrowersyjnej: Swell.
To słowo, które w języku angielskim posiada naprawdę wiele znaczeń, jednak większość z nich jest daleka od skojarzeń z komfortem: puchnąć, nabrzmieć, napęcznieć, rozdąć, wybrzuszać, obrzęknąć, opuchlizna – to niektóre z nich. Wspominaliśmy, że Powerslide są kiepscy w wymyślaniu nazw? Z drugiej strony, może to oznaczać „elegancki” lub „arystokrata” tudzież „klawy”, jednak nie są to pierwsze skojarzenia, które przychodzą na myśl osobie władającej językiem angielskim.
Na szczęście Swell udały się Niemcom dużo bardziej, niż ich nazwa. Firma postawiła na nowoczesne wzornictwo, a rolkom jest wizualnie dużo bliżej do dobrego obuwia sportowego, niż typowych rolek fitness. Zastosowano nawet materiał z plecionki powerknit jako zewnętrzne obszycie.
Swell weszły na rynek w żywych kolorach, dodatkowo płynąc na fali popularności zestawów na trzy koła. Początkowo, wszystkie modele linii zostały oparte o but ze zintegrowaną wyściółką, zbudowany wokół sztywnej, kompozytowej skorupy. Dopiero później pojawiły się (dużo mniej liczne) rolki Swell Lite, będące niejako tańszą opcją z wyjmowanym linerem.
Powerslide nie porzucili nastawienia na osiągi. Włókno szklane dodane zarówno do materiału, z którego jest wykonana podstawa, jak i cholewka wzmacnia konstrukcję nadając jej właściwości rzadko spotykane w butach z tej kategorii – świetne przełożenie energii na koła oraz doskonałą kontrolę nad rolkami. Swell to zdecydowanie sprzęt dla osób, które chcą jeździć często, szybko i traktować ten sport jako trening aerobowy.
Co ciekawe, pomimo że początkowo ich buty były nadal uznawane za wąskie, rolki spotkały się z ciepłym przyjęciem. Firma praktycznie co sezon coś poprawiała, dostosowując je także do większego zakresu szerokości stopy, a w końcu zmieniając części takie jak cholewka, czy całkowicie przemeldowując pianki wyściółki, aż po materiały, z których są wykonane. O tym jednak później, a najpierw rzecz o podwoziu.
Pierwsze wersje korzystały z montażu 165 mm i posiadały szyny Unity, wytłaczane z blachy aluminiowej. Nie ma co ukrywać, że wybór na nie padł głównie ze względów balansowania budżetu – szyny frezowane znacząco podbiłyby cenę rolek, a przy tym byłyby jednak przesadą, biorąc pod uwagę przeznaczenie tych modeli. Unity prezentowały się jednak „tak sobie” a w dodatku posiadały dwustronne osie. Widać było, że nie pasują za bardzo do klasy wykonania samego buta i zostały użyte niejako „z musu”.
Dążenie ku perfekcji
Zmianę przyniosło wprowadzenie opatentowanego montażu Trinity oraz szerokiej gamy odlewanych szyn aluminiowych. Są to bowiem części relatywnie tanie w produkcji, ale dzięki mądrze przemyślanej geometrii, na tyle wytrzymałe, że służą z powodzeniem nawet w rolkach do jazdy miejskiej typu Powerslide Next. Dzięki nim, Swell stały się rolkami w których ciężko doszukać się kompromisów.
System montażu Trinity używa trzech śrub zamiast dwóch, przy czym te położone z przodu buta nie są umiejscowione w jednej linii z kołami, ale po bokach. Dzięki temu, konstruktorzy mogą maksymalnie obniżyć środek ciężkości, pozycjonując koła najbliżej stopy, jak to możliwe, nie przejmując się zostawieniem miejsca na przednią śrubę. To sprawia, że rolki są dużo łatwiejsze w kontroli. Z kolei bardziej stabilne oparcie, dawane przez trzy punkty styku buta z szyną, skutkuje lepszym przełożeniem energii odepchnięcia, a co za tym idzie – szybszą jazdą wymagającą mniej wysiłku.
Sporym plusem jest zgodność tych butów z każdą szyną wydaną na Trinity. Dzięki temu droga do zmiany podwozia stoi otworem, a przy niskiej cenie modeli Elite Casted AL i MG, jest to opcja którą faktycznie można rozważyć zamiast zakupu całej drugiej pary rolek, gdy chcemy np. zrobić przesiadkę na większe koła.
Swell mają dziś więcej wspólnego technicznie z rolkami freeskate, niż z typowymi softbootami fitness. Technologie w nich zastosowane sprawiają, że nadadzą się nie tylko do regularnej jazdy po parkowych alejkach. Nie straszne im będą przejazdy przez miasto, doskonale także sprawdzą się w maratonach, na długie trasy i do intensywnych treningów aerobowych. Co więcej – skorupa użyta w Swell jest tak mocna, że stała się także bazą dla rolek do jazdy miejskiej, Kaze. Samo to świadczy o tym, z jakiej klasy sprzętem mamy do czynienia.
Nowe, lepsze Swell 3D AP
Oprócz klasycznej wersji buta Swell i uproszczonej Lite, która jest z nami od kilku lat, Powerslide oferują od niedawna nową, zajmującą jeszcze wyższą półkę. Warto zauważyć, że nawet podstawowe modele są imponujące pod względem technologicznym – zwłaszcza pianki Recall, które nie dość, że zapamiętują kształt, to jeszcze dostosowują się do naszej stopy za każdym razem, gdy jeździmy w tych rolkach. Nowe warianty 3D AP to jednak coś wyjątkowego.
Mają futurystyczny wygląd, bardziej przywodzący na myśl designerskie buty do gry w koszykówkę, niż modele do biegania. Zostały także wyposażone w nową cholewkę, która daje lepszą ruchomość stawu skokowego, dzięki czemu łatwiej jest zejść nisko. Element wygląda identycznie jak ten zastosowany w nowych wersjach rolek USD Aeon, ale jest wykonany z bardziej elastycznego materiału, co lepiej pasuje do charakteru rolek do jazdy fitness.
Dodajmy do tego innowacyjną technologię zwaną 3D Adapt, która polega na tym, że pianki wyściółki zastąpione zostały jednym elementem odlanym z miękkiego poliuretanu. Ten elastyczny materiał zachowuje swoją sprężystość wraz z upływem czasu, sprawiając, że rolki za każdym razem otulają stopę doskonale. Co więcej – gdy jeździmy, dopasowuje się on do naszej anatomii pod wpływem ciepła generowanego przez ciało. Tłumi też dodatkowo drgania, zwiększając komfort jazdy. Język także został wykonany w tej technologii, a jego sprężystość wydatnie przyczynia się do trzymania pięty w miejscu.
Konkurencja? Musi nadgonić!
Rolki Swell, niezależnie od modelu, są naprawdę świetnym sprzętem fitness, który ma w swojej niszy nieliczną konkurencję. W zasadzie wszystko, oprócz podobnych w założeniach Seba GT (mniej zaawansowanych i z mniej fitnessowym podwoziem) plasuje się albo niżej (i konkuruje z rolkami Powerslide Phuzion) albo wyżej (i konkuruje z carbonowymi modelami semi-race tej marki) cenowo i pod względem specyfikacji.
Jeżeli liczba kilometrów które przejeżdżacie w sezonie idzie w tysiące, to ich zakup będzie strzałem w dziesiątkę. Jeśli nie lubicie półśrodków i oczekujecie nienagannej jakości oraz świetnej stylistyki, polecamy je z całego serca – od lat goszczą w naszym sklepie i przez cały ten czas są chętnie wybierane przez rolkarzy zarówno stosunkowo młodych stażem, jak i starych „wyjadaczy”.
No i koniec końców – historia powstania Swell to piękny dowód na to, że nawet na zgliszczach nieudanego projektu można zbudować coś nowego, dobrego, interesującego. Powerslide nie zawsze trafiają od razu w cel, ale ich upór potrafi często zaowocować czymś wyjątkowym. To dziś czołówka modeli do jazdy fitness i polecamy je z czystym sumieniem!