Nie bierzmy jazdy na rolkach na zbyt poważnie.
Jazda na rolkach to bardzo zróżnicowany sport, a producenci sprzętu co krok próbują nas zaskoczyć czymś nowym. Patrząc na zagadnienie całościowo, w historii rolek nie brakowało pomysłów dziwacznych, nonsensownych czy wręcz niepotrzebnych.
Przykładami można sypać z rękawa. Pamiętacie może Rollerball, czyli rolki z początku lat 90-tych, w których koła zastępowały dwie kule? Innym przykładem mogą być pompowane linery w rolkach – o ile sprawdzało się to co najwyżej średnio w przypadku obuwia sportowego, to w przypadku rolek było całkowitą porażką. A może szyny wyposażone w zawieszenie z amortyzacją? Wysoko na naszej liście znajdują się także łożyska generujące dodatkowy opór, mające na celu zwiększyć intensywność treningu.
Bądźmy szczerzy – jeżeli chodzi o generowanie tego rodzaju dziwnych pomysłów, firma Powerslide oraz jej marki znajdują się w zdecydowanej czołówce. Nam bardzo podoba się jednak, że nie ma w niemieckiej firmie nikogo, kto powie „szalonym wynalazcom” stop (tudzież: nikogo, kto zrobiłby to skutecznie). Dzięki temu, na rynek trafiają rzeczy naprawdę unikalne, które potrafią zainicjować rozwój czegoś naprawdę dobrego. Patrzcie: szyny PB i następujący po nich wysyp szyn aggressive do jazdy flat.
Od razu możemy powiedzieć śmiało – Kizer Flux na pewno nie wywrą aż tak wielkiego wpływu na jazdę na rolkach. Nie jest to jednak absurd pokroju pamiętnych Kizer Armortech (googlowanie zalecamy tylko czytelnikom o mocnych nerwach).
Szyny Kizer Flux – z czym to się je?
Jeszcze dekadę temu takie szyny wydawałyby się dziwną rzeczą – ani to sprzęt do jazdy aggressive, ani typowe do jazdy freeskate. Dziś szyn do szeroko pojętego powerbladingu, czyli jazdy z pogranicza freeskate i aggressive, mamy na rynku całkiem sporo. To, co Kizer Flux wyróżnia, to mocowanie Trinity. To zupełnie inna bajka niż UFS – tutaj jeszcze nikt nie stworzył szyny do czegoś, co roboczo nazwiemy „freeskatingiem rozszerzonym”. Rozszerzonym o grindy, czyli ślizganie się po przeszkodach. Ktoś może zapytać, jaki w tym sens skoro żaden but z Trinity nie posiada soulplate. Aby to zrozumieć, wystarczy przyjrzeć się szynie.
Tak, dobrze widzicie na zdjęciach – Kizer Flux posiadają wbudowane miniaturowe soulplate, czyli tzw. półki do wykonywania trików. Nie są duże, ale celem tych szyn nie jest zamiana waszych Next, Tau czy Zoom w rolki do jazdy agresywnej, a danie możliwości eksperymentowania z trikami w stylu makio lub soulgrind, którymi wzbogacicie swoją jazdę. Kolejna sprawa – koła. Flux to szyny hybrydowe i akceptują dwa rożne zestawy kół: 4x90 lub 3x100. Dla każdego coś miłego niezależnie od tego, ile kół wolicie mieć pod stopami.
Najlepsze zostawiliśmy na koniec: rockering, czyli możliwość zmiany pozycji kół względem siebie. Można sobie ustawić „banana” (nawet przy kołach 3x100 – dla odważnych) i zyskać dodatkowo na zwrotności. Relatywnie długa szyna 273mm, koła 4x90, rockering ...przypomina Wam to coś? Jeżeli przez myśl przeszły Wam słowa „Wizard” lub „Mushroom”, to zaliczyliście strzał w dziesiątkę.
Flux to najprościej biorąc, szyna pozwalająca (między innymi i nie tylko) zasmakować jazdy podobnej do tej, którą uprawiają znani i lubiani Kanadyjczycy. Tutaj musimy pochwalić producenta za granie fair play – Powerslide mają wystarczające moce przerobowe, aby wypuścić szyny bliźniaczo podobne do Wizard NR90 pod montaż UFS, jednak wykonane w tańszej technologii. Mimo to, zamiast produkować tanie „klony” szyn Wizard , zdecydowali się na opracowanie szyny która opiera się na podobnym pomyśle, jednak celuje w zupełnie inną klientelę. Wilk syty i owca cała – Kizer Flux nie tylko nie „podgryza” sprzedaży szyn Leona Basina (inny montaż, inna półka cenowa) ale być może nawet zachęci kogoś do zainwestowania w pełnoprawny zestaw „czarodzieja”.
Kupić, czy nie kupić?
Mimo że Kizer Flux z pozoru wydają się amalgamatem idei zupełnie do siebie nie pasujacych, a nawet typowym produktem „dla nikogo”, to po chwili obcowania z tymi szynami nie sposób odmówić im uroku. Pozwalają na eksperymentowanie z różnymi stylami jazdy, są solidnie wykonane, oraz nie kosztują fortuny.
Jada na rolkach to przede wszystkim generator frajdy. Nie wszystko musi mieć sens i być nastawione na osiągi. Nie każdy produkt, który wychodzi na rynek, musi być z laserową precyzją ukierunkowany na konkretny styl jazdy i trzymać się utartych schematów. Czasami wystarczy, że dostarcza dobrej zabawy i pozwala się powygłupiać na rolkach. Kizer Flux to właśnie taki produkt. Szyny, o których śmiało można powiedzieć, że nikt ich nie oczekiwał, ale dobrze, że wyszły. My je polubiliśmy i myślimy, że wielu z Was także przypadną do gustu!